Darłowo – Karlskrona – Hammerhavn – Christiansø – Nexø – Darłowo
10-14 Listopada 2021
Najlepsze podsumowanie tego rejsu to: 307 NM żeglugi w wyborowym towarzystwie i słowa:
Nie wiem czy Wam mówiłem ale podoba mi się tu. Czuję, że odnoszę korzyść.
Kędzior, jakieś 15 tysięcy razy w ciągu czterech dni
Przez wiele lat całorocznego pływania po Bałtyku, nabrałem przekonania, że Bałtyk jest przewidywalny w swojej nieprzewidywalności. Na tym akwenie trzeba zakładać wszystkie możliwości i na wszystkie być przygotowanym. Tak, też było i tym razem. Prognozy długoterminowe kazały nam się przygotować psychicznie na „orkę” i walkę z żywiołami ale Bałtyk powiedział „Hola hola żeglarze! Dam Wam piękny wrzesień w listopadzie”. I jak powiedział, tak też zrobił.
Wyruszaliśmy z Darłowa dzielną oceaniczną jednostką S/Y WOJ. Główki portu minęliśmy o godzinie 2205 przy dość dużym zafalowaniu i wietrze w okolicach 6B. Pełni entuzjazmu i podekscytowania obraliśmy kurs na Karlskronę, która była naszym pierwszym celem.
Listopadowa Karlskrona
Pogoda choć iście wrześniowa, to temperatury zdecydowanie już listopadowe. Na szczęście Ci już doświadczeni przygotowali się na takie warunki, a Ci dla których był to pierwszy rejs tego typu po obejrzeniu naszego poradnika uzbroili się w niezbędne ubrania. Do Karlskrony dopłynęliśmy po równych 25. godzinach, pięknej, szantowej wręcz żeglugi – ostro na wiatr. Zacumowaliśmy w praktycznie pustej o tej porze roku marinie, a że plan wyjścia w dalszą drogę był dopiero na następny dzień, to mieliśmy chwilę czasu dla siebie. Trzeba było się troszkę rozgrzać, a do tego na pokładzie był akordeon, trzy gitary i siedmiu śpiewaków (każdy śpiewać może) więc i śpiewów było sporo. Repertuar od szantowego, po typowo patriotyczny wszakże należało uczcić ten Dzień Niepodległości.
Rano był czas na krótkie zwiedzanie miasta więc wybraliśmy się zobaczyć starówkę oraz miejscowe Muzeum Morskie, tak zachwalane przez wszystkich odwiedzających. miasto urzeka pięknem tych 33 wysp na których się rozpościera i… jakością sanitariatów (szkoda tylko, że po sezonie saunę uruchamiają na zgłoszenie w bosmanacie). Po tym krótkim wypadzie i porannych prysznicach wyruszyliśmy w dalszą drogę.
Płyniemy na Północny Bornholm
Bałtyk za główkami portu w Karlskronie przywitał nas flautą. Cóż doskonały czas na szanty, rozmowy i ujęcia z drona. Po kilku godzinach dryfu przyszedł oczekiwany wiatr, który pozwolił nam płynąć w stronę północnego Bornholmu. Ta trasa chwilę nam zajęła ale już o 0200 w nocy dopłynęliśmy do Hammerhavn. Wejście niełatwe bo słabo oświetlone (prawa główka portu bez światła), a skały wyglądały złowróżbnie. Na szczęście załogant wysłany na dziób ze szperaczem doświetlił to co wcześniej skrywał przed nami mrok i chwilę później bezpiecznie zacumowaliśmy w porcie zlokalizowanym w pobliżu ruin jednego z największych duńskich zamków. Hammerhavn przyjął nas co prawda na krótko, ale mieliśmy cały basen portowy dla siebie – żywego ducha poza nami nie było widać. Ranek ukazał nam też piękno surowej przyrody duńskiego Bornholmu, w którym zdecydowanie można się zakochać. Niemniej czas nas gonił więc bez zasiedzenia wyruszyliśmy przed południem w dalszą trasę.
Wieczorny spacer po Christiansø
Weekendowa Mekka żeglarzy – to obowiązkowy punkt każdego z naszych ostatnich rejsów (tak jakoś wyszło). Po pierwsze dlatego, że jest tam pięknie w kontekście fauno-florowo-geologicznym. Po drugie, miejsce to zionie historią co widać i czuć jeszcze na torze podejściowym do portu. A po trzecie, … (tutaj każdy ma swoje indywidualne „coś”). 😉 Wchodząca w skład małego archipelagu Ertholmene – wyspa Christiansø – urzeka swoim skandynawskim, surowym stylem, który przez kilka ostatnich wieków pozostał tutaj prawie nietknięty. Po krótkim spacerze wyruszyliśmy w dalszą drogę.
Zakupy w Nexo
Do Nexø dotarliśmy około 2100. Przygnała nas tutaj po pierwsze potrzeba zrobienia zakupów (niektórym z nas skończył się w domu Bornholski Bitter ;P ), a po drugie był to port zbiórki Rejsu Niepodległości 2021, w którym w ten długi weekend uczestniczyliśmy. I tak, wiemy że całkiem sporo się spóźniliśmy. 😛
Powrót do Darłowa
Przelot do Darłowa zajął nam 17 godzin. Południowy wmordewind nie oszczędzał nas. Halsowaliśmy praktycznie całą drogę powrotną ale na ostatnie 3 godziny przeprosiliśmy się z dieselgrotem i w główki portu weszliśmy przy dźwiękach radośnie terkoczącego silnika.
Z taką załogą to i na koniec świata:
Kuba – przekozak żeglarski i śpioch okrętowy. Nie ma innego sposobu, żeby go obudzić niż 'Twoja wachta’ albo 'kambuz wydaje’. Doświadczony Zuch morski ;]
Marek – Zuch za sterem, zrobi robotę i podtrzyma morale załogi sentencjami m.in. while we wait we hydrate; tu mi dobrze, tu mi ciepło – tu się będę rozmnażał.
Mario – ogarnięty żeglarz, który podczas tego rejsu świętował swoją pierwszą chorobę morską 😉 naprawdę świętował. „Powiem Wam szczerze” – Zuch ;]
Czarek – Zuch-żeglarz co i posteruje i dowcip opowie. Wiadomo, że Ci rumu nie wypije – same zalety ;]
Józek – nie ma to jak o 4 rano pośpiewać sobie pieśni patriotyczne. Zaradny żeglarz, z silnym głosem i gitarą. 'Młody’ to Zuch!
Kędzior – odczuwał ciągłe korzyści. Był wszędzie tam gdzie było coś do zrobienia. Prace bosmańskie ma w małym palcu, dawno nie widziałem tak dobrych węzłów. Szpakami karmiony Zuch.
A jeśli chcecie poczytać o innych naszych rejsach to zapraszamy tutaj.